Byliśmy w Bawarii

1.05.2015r. wróciłam z pięciodniowej wycieczki szkolnej do Bawarii. Niestety, nikt z moich szkolnych przyjaciół na nią nie pojechał. Był to pierwszy wyjazd, który miał być całkowicie dla mnie, a nie dla znajomych. Chciałam zebrać myśli, przygotować się na koniec roku (czyt. odpytywanie, zasypywanie testami itp.). Jak było? Co zwiedzałam oraz co mi się najbardziej podobało? O tym w dzisiejszym artykule.Dzień I. Godzina 2:00 – zbiórka pod szkołą. Gdybym wiedziała, jak będę się męczyć podczas podróży, na pewno położyłabym się choć na godzinkę. Niestety, Ola postanowiła, że nie ma sensu iść spać. Podjeżdżam pod szkołę, gdzie czeka już kilkanaście dzieci z rodzicami. Po 20 minutach przyjeżdża autokar. Wsiadamy, rozmawiamy, odliczamy się, żegnamy z rodziną i jedziemy. Najpierw musimy jeszcze podjechać po osoby z Wojkowic, które mają z nami spędzić te 5 dni. Ok. Dojeżdżamy, oni wsiadają, a my próbujemy nawiązać kontakt. Chłopcy oczywiście są załamani, że nie ma żadnych top modelek, a zamiast tego są normalne, bardzo miłe dziewczyny w naszym wieku. Wreszcie po około 10-ciu minutach wyruszamy w podróż. Próbowałam przez cały ten czas zasnąć, ale zawsze pojawił się ktoś, kto musiał zepsuć moje plany. Gdy tylko zamknęłam oczy, ktoś włączał mi muzykę zaraz koło ucha, próbował ze mną nawiązać kontakt lub zaczął wkładać mi coś do nosa. Po około 12 godzinach jazdy dojeżdżamy do Drezna (Saksonia), który mamy zwiedzać jako pierwsze. Jestem zmęczona, ledwo się ruszam, ale mimo wszystko robię zdjęcia i jestem szczęśliwa, że tu jestem. Stajemy na rynku, podziwiamy pałac Zwinger, Albertinum oraz rezydencję pałacową elektorów i królów Saksonii – Rezidenzschloss. Rozmyślam sobie, że też chciałabym mieć fontannę, z której zamiast wody płynie wino. Następnie zwiedzamy dwa kościoły – Hofkirche i Kościół NMP. Kolejnym miejscem, w jakim byliśmy, było Muzeum Wojskowości. Dla mnie było to trochę nudne miejsce, ponieważ nie fascynują mnie maszyny wojskowe, za to moi koledzy byli naprawdę zafascynowani. Moją rozrywką było mówienie „W Szczebrzeszynie chrząszcz brzmi w trzcinie I Szczebrzeszyn z tego słynie.” przy Niemcach, którzy zawsze potem na mnie dziwnie patrzyli.
I tak o to minął nam dzień pierwszy. Około godziny 19:30 dojechaliśmy do naszego hotelu w Bawarii, w którym spaliśmy tylko jedną noc.
Dzień II. Pobudka 6:30. Po śniadaniu ruszamy w dalszą podróż. Gdzie? Sama nie wiedziałam, dopóki pani pilot nie przedstawiła planu wycieczki. Z racji, że pogoda nam nie dopisywała, mieliśmy udać się do Prien. Stamtąd odbyliśmy rejs statkiem po Jeziorze Chlemsee na Wyspę Herreninsel. Muszę napisać, że byłam w samej bluzie a ciepło (tak jak poprzedniego dnia) nie było. Pomimo przeciwności losu bardzo mi się podobało. Gdy już dotarliśmy na wyspę, udaliśmy się do zamku Herrenchiemsee. Jeszcze nigdy nie widziałam tak pięknego miejsca. Zwiedzanie pomieszczeń, w których większość przedmiotów była ze złota, zapierało dech w piersiach. Niestety, nie mogliśmy robić zdjęć. Dlaczego? Nikt nie wie.
Dzień drugi powoli dobiega końca. Po powrocie do Prien mamy udać się na nocleg do Austrii. Mój nauczyciel od niemieckiego chciał zmienić miejsce noclegu, ze względu na to, że Hotel Olympia znajdował się 3 godziny jazdy od Monachium, które mieliśmy zwiedzać następnego dnia. Na szczęście nocowaliśmy w tym hotelu. Dlaczego na szczęście? Gdybyście zobaczyli, jaki mieliśmy widok z okien. Gdybyście widzieli Alpy o wschodzie słońca. Gdybyście mogli jeść śniadanie o wiosennym poranku, gdzie za oknami jest biało od śniegu… Zrozumielibyście, dlaczego bardzo chciałam, aby biuro podróży nie zmieniło nam miejsca noclegu.
Około godziny 20:30 docieramy do hotelu, który znajduje się w dolinie Alp austriackich. Musimy szybko się ogarnąć, ponieważ jutro pobudka jest o 7:00. Czy wycieczka bez wpadek byłaby udana? Oczywiście, że nie! Tylko Aleksandra Madejska może zrobić sobie zdjęcie z Chińczykami, nie licząc się z konsekwencjami. Na szczęście skończyło się tylko na upomnieniu od nauczyciela.
Dzień III.Godzina 7:00. W pokoju jestem z dwiema dziewczynkami z 6-tej klasy. Wiem, jakie są, ponieważ byłam z nimi w pokoju w Londynie. Budzą mnie i mówią, że muszę wstać, ponieważ zaraz (czyt. godzina) będzie śniadanie. Wyskakuję z łóżka i szybko się ubieram. Mam dużo energii i jestem od samego rana uśmiechnięta, ponieważ to dziś mamy wjechać na najwyższy szczyt Niemiec – Zugspitze oraz zwiedzić dwa zamki – Hohenschwangau oraz Neuschwenstein (ten z logo Disneyworld). Schodzę na śniadanie, korzystając z WiFi (za który dałam 3euro) dodaję snapy. Następnie idę do pokoju, po czym zakładam zimowe ciuchy i schodzę do autokaru. Na dworze jest pięknie. Alpy o wchodzie słońce wyglądają naprawdę zjawiskowo. Ale nie ma czasu na oglądanie, bo za kilka godzin musimy być już na szczycie! Kilka osób bało się wjechać kolejką górską na tę górę. Sama miałam lekkie obawy, ale wiedziałam, że druga taka okazja może się nie powtórzyć.
Po przyjeździe do Garmisch-Partenkirchen tradycyjnie robimy sobie zdjęcia na tle gór. Pogoda dziś nam służy. Zapomniałam dodać, że podczas rejsu statkiem (dzień II) poznaliśmy bardzo miłą i otwartą Niemkę, która powiedziała nam, że dziś ma być ładnie. I się sprawdziło! Pogoda jest piękna, świeci słońce, choć wiemy, że gdy wjedziemy na Zugspitze, temperatura może być na minusie. Idziemy na stację kolejową, ponieważ najpierw musimy dojechać tam pociągiem. Gdy jedziemy, podziwiamy piękne widoki Bawarii- pastwiska, urocze domki i szczyty gór. Widoki są niesamowite. W końcu dojeżdżamy i wsiadamy w kolejkę. Czy bałam się? Nie. Czasami podniosło mi się coś w żołądku, ale poza tym nic wielkiego nie odczuwałam. Chociaż zauważyłam, że niektórzy na prawdę prawie płakali. Szczególnie ci, co pomimo lęku wysokości zdecydowali się wjechać na 2962 m. n.p.m. Oczywiście nie obeszło się bez osób, które opowiadały żarty typu „zapukaj w drzwi,może ktoś ci wyjdzie”.
Dotarliśmy. Jechaliśmy około 7m/s, czego w ogóle nie było czuć. A widok? Piękny, niesamowity, zapierający dech w piersiach. Moim zdaniem to po prostu trzeba zobaczyć, ponieważ nie da się tego opisać. Jedynymi „minusami” był strasznie silny wiatr i słońce odbijające się od śniegu i rażące w oczy.
Po zjeździe z Zugspitze zwiedziliśmy dwa zamki znajdujące się bardzo blisko siebie. Najpierw udaliśmy się do Hohenschwangau. Niestety, znowu nie mogliśmy robić zdjęć. Zamek sam w sobie był bardzo ładny. Następny – Neunschwangau zewnątrz wygląda przepięknie, jak już pisałam, został użyty w logo Disney Worldu .Został stworzony przez króla Ludwika II Wittelsbach ( inaczej Bajkowy Król). Król ten zbudował kilka naprawdę baśniowych zamków. Jeden z nich Neunschwangau nigdy nie został dokończony, może dlatego wewnątrz nie bardzo mi się podobał. Oczywiście sama chciałabym mieć osobny pokój do pisania, czytania, oraz wannę wielkości basenu. Ludwik II ( król Bawarii od 1894 do swej śmierci) stał się chyba moim ulubionym królem. Miał niezwykły styl, no i musiał być niezwykle Szalony skoro stworzył sobie zamek, w którym praktycznie nie przebywał.
Dzień trzeci, który był moim ulubionym, dobiegł końca.
Dzień IV Godzina 7:20. Otwieram oczy. Czuję, że cała energia, którą miałam przez ostatnie dni, ulotniła się ze mnie. Wiem, że muszę wstać, ale nie chce. Chce spać, odpocząć. Jestem wykończona i wreszcie czuję zmęczenie. Jednak wstaję. Budzę moje współlokatorki, pakuję się i ubrana schodzę na śniadanie. Nagrywam ostatnie snapy, wysyłam e-maile do rodziny i przyjaciół. Staram się zapamiętać zaśnieżone Alpy, klimat i poranne słońce. W duchu modlę się, abym jeszcze kiedyś tu wróciła.
Około godziny 9:00 spakowani do autokaru odjeżdżamy. Dziś mamy zwiedzać Monachium, na które czekałam przez ostatnie trzy dni. Po kilku godzinach jazdy dojeżdżamy na miejsce. Wysiadamy z autokaru i jak na złość zaczyna padać. W sumie to nie był zwykły deszcz, a ulewa. Poruszamy się ruchliwymi ulicami stolicy Bawarii. Wreszcie zza chmur wychodzi słońce. Jest pięknie. Już od pierwszych chwil zakochuję się w tym mieście. Najpierw zwiedzamy Nowy Ratusz z grającym, ruchomym zegarem. Następnie idziemy do kościoła św. Michała, gdzie mieści się grobowiec Ludwika Bawarskiego oraz do kościoła św. Piotra. Przechodzimy ulicą Ludwigstrasse, gdzie mamy chwilę na zakup pamiątek. Ja tradycyjnie, jak na każdej wycieczce kupuję kubek, magnez oraz dwie pocztówki.
Kolejnym miejscem jakie odwiedzamy jest Muzeum BMW. Niestety nie można było nazwać tego „zwiedzaniem”, ponieważ mieliśmy na nie tylko 30 minut. Wszystko trzeba było oglądać szybko, nie było dużo czasu na zrobienie sobie zdjęcia przy każdym aucie.
Po szybkich 30-stu minutach z uwagi na małą ilość czasu, musimy zdecydować czy idziemy do salonu BMW czy na Wieżę Olimpijską. Rozdzielamy się, a ja wybieram to drugie. Na wieży nazwanej „360 stopni Monachium” możemy zobaczyć całą panoramę tego miasta. Na szczęście wyszło słońce i wszystko było widocznie. Z wieży widzieliśmy Stadion Olimpijski, na który niestety nie weszliśmy oraz Allianz Arenę, którą mieliśmy zwiedzić później.
Około godziny 16:00 docieramy pod Allianz Arenę, czyli stadion Bayernu Monachium. Mogliśmy robić tam zdjęcia, ale tylko dla swojego użytku. Zostajemy podzieleni na dwie grupy, a ja trafiam do tej, którą oprowadza bardzo miła i otwarta pani przewodnik. Opowiadała nam bardzo ciekawie rzeczy (była Niemką, ale wszystko tłumaczył nasz nauczyciel od niemieckiego), pokazała nam gdzie kąpią się piłkarze, jak wygląda ich szatnia oraz co dostają po wygranym meczu. Dwie rzeczy zapamiętam stamtąd na zawsze: okrzyk „tor” (niem. bramka) na cały stadion oraz wejście na murawę w dwóch rzędach za „kapitanami” (tak jak to robią drużyny).
Dzień V – powrót do Polski. Wycieczka dobiegła końca. Około godziny 7:00 wracamy pod szkołę, gdzie czekają na nas rodzice.
Moim zdaniem wycieczka była tą jedną z najlepszych. Najbardziej podobało mi się na Allianz Arenie, Zugspitze oraz Wieży Olimpijskiej. Urzekł mnie zamek Neuschwenstein, który zapamiętam na bardzo długo i zawsze oglądając bajki Disneya, przypomnę sobie piękną Salę Śpiewaków, komnatę mieszkalną oraz wielką wannę.


….

Aleksandra Madejska